News: Zdzisław Sosnowski - grał dla Legii i Polonii

Zdzisław Sosnowski - grał dla Legii i Polonii

Marcin Szymczyk

Źródło: Gazeta Wyborcza

24.12.2011 09:50

(akt. 12.12.2018 10:35)

<p>87-letni dziś Zdzisław Sosnowski w przeszłości był bramkarzem Polonii i Legii. Większe sukcesy odnosił z klubem z Konwiktorskiej, ale znakomicie broniąc w Poznaniu z Lechem uratował Legię przed spadkiem z ligi. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" wspomina jak wyglądała wtedy Warszawa oraz warszawska piłka.</p>

- Zacząłem trenować piłkę w wieku 13 lat. Wcześniej grałem na podwórku, ale nie było za bardzo czym, byliśmy szczęśliwi, jak trafiła się szmacianka. Poszedłem do drużyny Fort Bema, na Powązkach. Mieszkałem na Pawiej, tak jak moi przodkowie od 200 lat. Na Polonię miałem daleko, najbliżej na stadion Skry Warszawa. Oni trenowali na dwóch boiskach przy cmentarzu żydowskim na Okopowej, ale to była drużyna robotnicza, biedna. Nie mogłem tam się zapisać. Mój ojciec mi nie pozwalał. Mowy nie było. Chciał, żebym się uczył. Musiałem przed nim ukrywać miłość do piłki. Gdy przychodził do domu, sprawdzał, czy mam czyste ręce, czy buty są w porządku, czy czasem nie trenowałem. W Forcie Bema było wszystko. Przygotowany strój do treningu, ręcznik, natryski, a na Skrze dawali wiadro wody, michę i mówili: "Myj się". Tak wyglądały te drużyny robotnicze. Gdybym tam grał, było ryzyko, że ojciec się zorientuje. Z wygody, ale i konieczności wybrałem Fort Bema, również dlatego, że pracowała tam siostra ojca. Mówiłem, że idę do cioci, a szedłem na trening. Tata umarł jeszcze przed wybuchem wojny, potem miałem już wolną rękę, ale wkrótce wybuchła wojna...


- Rozgrywki w czasie wojny miały swój terminarz, godziny meczów, graliśmy w różnych miejscach - w Piasecznie, na Ochocie w ogródku jordanowskim, na Polu Mokotowskim, na Podskarbińskiej na Pradze. Najpierw występowałem w drużynie Pawianka. Założyli ją chłopcy tak jak ja mieszkający na Pawiej, potem zapisaliśmy się do konspiracyjnego związku okręgowego i nazwaliśmy zespół Korona. W 1943 r. graliśmy w finale mistrzostw Warszawy, przegraliśmy. W bramce rywali, drużyny z Grochowa, stał Henio Borucz, później mój wielki konkurent do miejsca w bramce Polonii. Pamiętam różne historie związane z konspiracyjną piłką. My mieliśmy w zespole Niemca Milkego, ale mówiliśmy na niego Miłkowski. Gdyby nie on... Raz żandarmeria na rogu Kijowskiej i Targowej zatrzymała naszego magazyniera, który w wielkiej torbie niósł cały sprzęt. Gdybyśmy to stracili, musielibyśmy się wycofać z rozgrywek. Milke nas wybronił. Poszedł na posterunek i powiedział, że oni nie bawią się w politykę, tylko grają. Oddali nam sprzęt. Dla mnie jednak z tych czasów najdziwniejsza anegdota dotyczy zespołu Toebens z ulicy Płockiej. Dyrektorem klubu był Niemiec, kiedyś zawodnik Hamburga, kierownikiem Żyd Ludwik Marmur, a piłkarze polscy. I to podczas okupacji. To zespół, który zagrał na Polonii mecz z Niemcami, podczas wojny! Chcieli mnie ściągnąć do drużyny, ale podziemie przyszło do Marmura i powiedziało: "Sosna musi zostać w Koronie, bo nie mamy bramkarza".Znalazłem w Toebensie pracę, jako kuśnierz. To była fabryka, która szyła kurtki na front wschodni.


- Rok po zakończeniu wojny z Polonią zdobyłem mistrzostwo Polski. Jak to było możliwe? My w okupację cały czas graliśmy i poziom tych rozgrywek był wysoki. Z naszej Korony stworzyliśmy Warszawiankę, a że prezes nie miał pieniędzy, wszyscy odeszliśmy do Polonii. Gdyby nie Warszawianka, Polonia nie zdobyłaby mistrzostwa w 1946 roku. Cztery lata po mistrzostwie Polonia spadła na 41 lat z ekstraklasy. Dlaczego? Wykruszyli się najlepsi. W Legii dostałem etat oficerski w Domu Wojska Polskiego. Zarabiałem 1,5 tys. zł, kiedy przeciętna pensja wynosiła 600-700 zł. Całkiem nieźle. W Polonii dostałem pierwszy etat jako milicjant, bo przez kilka miesięcy była klubem policyjnym. Z Heńkiem Boruczem zostaliśmy oddelegowani na Wileńską, na komisariat. Byliśmy wywiadowcami. Potem Polonia stała się kolejowa. Pracowałem na Chmielnej w biurze elektryfikacji kolei. Przyjmowałem telegramy, jeśli zdarzyła się awaria sieci trakcyjnej.
Poprawiło się nam, gdy przeniesiono nas do ministerstwa, ale w Polonii było zdecydowanie gorzej niż w Legii.


- Legia omal nie spadła jednak z ligi. To ja ją uratowałem przed spadkiem. Zagrałem świetny mecz w Poznaniu z Lechem. Dziś prezes Piekarzewski (honorowy prezes Polonii) ma do mnie pretensje, ale sumienie nie pozwalało, trzeba było grać najlepiej, jak się umie.


- Nigdy nie miałem problemów z tego powodu, że grałem dla Legii i Polonii. Zawsze byłem lubiany w Warszawie. Mieszkałem na Czerniakowskiej, kiedy byłem graczem Polonii, i nigdy nic mi się z tego powodu nie stało. To, co się teraz dzieje, to są rzeczy nie do pomyślenia, że ludzie
boją się założyć koszulkę Polonii, kiedy idą na mecz, że się kibice obu klubów wyzywają na derbach. Przecież zaraz po wojnie trenowaliśmy na stadionie Wojska Polskiego na przemian z Legią, bo Polonia nie miała gotowych boisk. Kalendarz tak był ustawiony, że jedną niedzielę w Warszawie grała Legia, a w następnej Polonia. Inna sprawa, że wtedy na mecze Polonii przychodziło 15 tysięcy ludzi, a Legii najwyżej kilka.


Zdzisław Sosnowski był graczem Legii w latach 1949-1951, zagrał tylko w czterech spotkaniach z "eLką" na piersi, ale jak wspomina uchronił zespół przed spadkiem z ligi.

Polecamy

Komentarze (22)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.