News: Łukasz Broź: Naciągana czwórka, z dużym minusem

Łukasz Broź: Naciągana czwórka, z dużym minusem

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

27.12.2015 12:02

(akt. 07.12.2018 17:56)

- Biorąc pod uwagę liczbę spotkań i rywalizację na trzech frontach, to że mamy pięć punktów straty do Piasta, że gramy w Pucharze Polski i że odpadliśmy już z europejskich pucharów… wystawiłbym zespołowi za jesień naciąganą czwórkę, z dużym minusem. Jestem średnio zadowolony ze swojej postawy w ostatnim półroczu. Stać mnie na więcej, zdaję sobie sprawę, że było słabiej niż dotychczas. Nie tylko dla mnie był to cięższy okres - ocenia rundę jesienną w rozmowie z Legia.Net Łukasz Broź. Zapraszamy do lektury.

Za tobą i zespołem bardzo wyczerpująca runda. Rok temu było sporo rotacji, w tym było inaczej. Można powiedzieć, że to dla ciebie najbardziej intensywne pół roku w życiu?

- Hmm… Wydaje mi się, że tak. Fizycznie i psychicznie, wszyscy to odczuliśmy. Dobrze, że runda jesienna już dobiegła końca, każdy chciał już odpocząć od meczów, od piłki ogólnie. Minione pół roku różniło się od dotychczasowych rund – była zmiana trenera, spotkania rozgrywane co trzy dni. Niby musieliśmy przestawić się na coś nowego, ale nie było jak i kiedy tego przećwiczyć. Z pewnością był to też więc bardzo zwariowany czas.

Jak sobie radzisz z tym, że grałeś niemal zawsze. Regenerujesz się jakoś specjalnie?

- Ostatnio zdarzało mi się zagrać wiele spotkań z rzędu i czułem się dobrze. Ale wiadomo, że grając co trzy dni, nie da się zagrać takich samych meczów, na równym poziomie i identycznej intensywności. Jeśli chodzi o regenerację, to każdy ma swoje sposoby, wie czego potrzebuje jego organizm. Moje nie są jakoś specjalnie wymyślne – lubię się dobrze wyspać, dobrze się odżywiać i delikatnie mieć wymasowane mięśnie po meczu – głównie te, które najbardziej bolą. Po mocniejszym masażu czuję się potem jeszcze bardziej obolały.

Parząc jednak na ostatnie mecze można powiedzieć, że to już były opary.

- Zagraliśmy 38 spotkań w rundzie jesiennej i nie ma co ukrywać, że byliśmy zmęczeni. W dodatku było trochę kontuzji, wielu kolegów wypadło z gry i kadra pod koniec rundy nie była zbyt szeroka. Trener nie mógł więc stosować rotacji na różnych pozycjach i stawiać na tego, który jest świeższy czy lepiej wygląda fizycznie. Chcieliśmy dograć rundę i zdobyć jak najwięcej punktów. To prawda, że nie wyglądaliśmy najlepiej. Może ostatni mecz był lepszy, ale głównie dlatego, że mieliśmy tydzień odpoczynku.

Tomasz Brzyski od dawna nie może się doczekać zmiennika…

… i co ja mam nim być (śmiech). Jeśli takie będę miał zadanie, to postaram się by trener i kibice byli zadowoleni.

Kilka razy zagrałeś jako lewy obrońca. Kto jest lepszy na tej pozycji - ty czy Bartosz Bereszyński?

- To nie mnie oceniać. Wydaje mi się, że trener taki wybór uzależnia od rywala, od taktyki. Pierwszeństwo ma „Brzytwa”, a jeśli ktoś ma go zastąpić to czy to będę ja, czy Bartek – to już decyduje trener. Każdy z nas musi grać tak, by pomóc drużynie. A czy wiosną będziemy rywalizowali o miejsce na lewej stronie? Trudno w tej chwili jednoznacznie powiedzieć. Przekonamy się podczas zgrupowań na Malcie.

Podsumujmy na szybko to co się wydarzyło w bieżącym sezonie. Zacznijmy od ligi. Drugie miejsce czyli teoretycznie nie jest źle, ale w praktyce jest duży niedosyt bo mogło i powinno być znacznie lepiej. Zgadza się?

- Pewnie! Zbyt dużo punktów pogubiliśmy, zwłaszcza na własnym stadionie. Cztery remisy, dwie porażki to jest 14 punktów mniej – dużo za dużo. Najbardziej bolały takie spotkania, gdzie grając przed własną publicznością prowadziliśmy 1:0 i zamiast dobić przeciwnika, kończyło się remisami. Tak było z Piastem, tak było z Wisłą. Bywało też tak, że zawodziła koncentracja na początku spotkania, traciliśmy bramkę i potem cały mecz goniliśmy wynik. To trzeba zmienić, musimy znów być twierdzą nie do zdobycia w Warszawie i sięgać u siebie po trzy punkty. Podsumowując – nie ma się z czego cieszyć, tak jak powiedziałeś, powinno być dużo lepiej. Mamy pięć punktów straty do Piasta i po zimie musimy tak wyglądać, by wygrywać już mecz za meczem. Będzie o tyle łatwiej, że nie będzie już tak wielu meczów. Będzie więc czas nie tylko na regenerację, ale i na trening.

A jak wytłumaczyć ten paradoks, że grając bezpieczniej, mniej ryzykując na Henninga Berga traciliście sporo goli, a bardziej ryzykując, grając wysokim pressingiem za Stanisława Czerczesowa, tracicie ich mniej?

- Nie analizowałem tego jeszcze, ale jak to mówią, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana (śmiech). Wydaje mi się, że podchodząc pressingiem do rywala zmuszamy go do błędu, piłkarze przeciwnika zaczynają się gubić, nie mogą rozegrać piłki w taki sposób, jaki sobie założyli. Wcześniej nie podchodziliśmy tak blisko rywala, a ten miał przez to więcej swobody i czasu. Teraz tego czasu drużyna przeciwna ma mniej, trudniej jest o realizacje założeń taktycznych i tym samym strzela mniej goli. Choć też nie wiem do końca, jak to wygląda statystycznie – czy te bramki tracimy po stałych fragmentach gry czy też padają z gry.

Liga Europy – tutaj chyba jest największy niedosyt. Napoli było poza zasięgiem, ale Midtjylland i Brugge miało swoje kłopoty i było absolutnie w waszym zasięgu. Tymczasem mecze z Norwegami i Belgami wyglądały źle. Te wyjazdowe jakby oddane jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.

- Zdecydował początek, te pierwsze mecze były słabe. W Danii przegraliśmy 0:1, choć wcale tak być nie musiało. Mieliśmy swoje akcje i remis pewnie byłby sprawiedliwszy. Potem u siebie z Brugge zremisowaliśmy, choć mieliśmy akcje mogące przechylić szale zwycięstwa na naszą stronę. Nagle się okazało, że po trzech meczach mamy jeden punkt i było pozamiatane. Gdybyśmy przywieźli z Danii trzy punkty to inaczej by to wyglądało. Zaważył początek, tak mi się wydaje. Napoli było poza zasięgiem, to była taka Barcelona Ligi Europy.

W czym tkwił sukces Midtjylland? Zespół dość topornie grający, zawodnicy indywidualnie mają najwyżej średnie wyszkolenie techniczne, a jednak wygrali tak z zespołem seniorskim, jak i juniorskim Legii.

- Grają prostą piłkę, zagrywają długie podania na wysokich zawodników w polu karnym, bazują na stałych fragmentach gry i grze defensywnej. Nie grają kombinacyjnie, bo nie mają do tego piłkarzy, ale są bardzo zdyscyplinowani taktycznie, niektóre elementy opanowali do perfekcji. Chodzi mi np. o zgrywanie piłki do boków, gdzie skrzydłowi mają za zadanie zrobić zamieszanie i dośrodkować w pole karne. Mieli niezły początek, ale z czasem słabli. Czytałem, że ich podejście do futbolu jest matematyczne, dla mnie to wszystko było trochę dziwne. W piłce trzeba czasem improwizować, robić rzeczy nieprzewidywalne. Osobiście dziwnie bym się czuł w takim systemie.

Rok wcześniej były niemal same sukcesy, nie licząc wpadki organizacyjnej z Celtikiem. Czemu teraz nie udało się nawiązać do tych sukcesów, czemu było gorzej?

- Na pewno trochę zawiodło przygotowanie fizyczne. Za trenera Henninga Berga nie mieliśmy zbyt intensywnych i męczących okresów przygotowawczych. Grając co trzy dni mieliśmy się jakby nakręcać i w ten sposób dojść do odpowiedniej formy fizycznej – mieliśmy to zrobić meczami. Niestety tak nie było. Mogę mówić tylko za siebie, ale wiele razy nie czułem się dobrze fizycznie. A wiadomo, że jak się mniej męczysz, to i myślisz szybciej i podejmujesz lepsze decyzje, nie kalkulujesz. Tu chodzi o proste sprawy. Jeśli skrzydłowy biegnie do przodu z piłką, to będąc w formie wychodzę mu na obieg i po chwili wracam na pozycję. Nie zastanawiam się czy będę miał siły by wrócić na czas. Po zmianie trenera, w przerwie na kadrę, potrenowaliśmy ciężej i tej siły było już więcej. Mnie to pomogło, poczułem się mocniejszy.

Puchar Polski – tutaj wszystko zgodnie z planem. Gracie dalej i o finał zagracie z Zawiszą czyli będziecie faworytami.

- Tak i tutaj cel jest jeden – zagrać na Stadionie Narodowym z Lechem Poznań lub Zagłębiem Sosnowiec.

Jaką ocenę byś wystawił za rundę wiosenną całej drużynie? W skali 1-6.

- (długa cisza). Biorąc pod uwagę liczbę spotkań i rywalizację na trzech frontach, to że mamy pięć punktów straty do Piasta, że gramy w Pucharze Polski i że odpadliśmy już z europejskich pucharów… naciągana czwórka, z dużym minusem. Ale spokojnie, rozliczycie nas po całym sezonie, jesteśmy w połowie drogi. Teraz każdy może powiedzieć, że jest słabo, ale już w połowie maja może być przecież całkiem nieźle.

A jaka to była runda dla ciebie – indywidualnie?

- Jestem średnio zadowolony ze swojej postawy w ostatnim półroczu. Stać mnie na więcej, zdaję sobie sprawę, że było słabiej niż dotychczas. Nie tylko dla mnie był to cięższy okres. Nie wiemy do końca dlaczego tak się działo. Może po części dlatego, że te okresy przygotowawcze nie były dla wszystkich takie, jak powinny? Trudno powiedzieć. Faktem jest, że wszyscy mocno to odczuwaliśmy.

Myślisz o tym, że dobra wiosna może jeszcze pomóc w wyjeździe na Euro? Trener Nawałka czasem jeszcze dzwoni?

- Nie, nie dzwonił, nic nie mówił. Tak naprawdę rozmowa teraz o kadrze nie ma sensu. Pewnie, że chciałbym pojechać z drużyną na taką imprezę jak Mistrzostwa Europy, kto by nie chciał? Jednak muszę skupić się tylko na grze w Legii. Jeśli będę grał regularnie wiosną i na wysokim poziomie, jeśli odzyskamy mistrzostwo w dobrym stylu, to kto wie co się wydarzy. Najważniejsza jest jednak codzienność w klubie. A jeśli potem spełnią się marzenia i będzie Euro – to super.

Zwykło się mówić, że bramkarz jest jak saper, myli się raz. Jak się pomyli, jest katastrofa i nie da się tego naprawić. Ale patrząc na rundę jesienną, to samo można powiedzieć o obrońcach Legii. Sporo było błędów indywidualnych, po których traciliśmy bramki. Skąd się to brało?

- Na pewno wszystkiego nie da się zrzucić na brak koncentracji. Ale każda sytuacja jest inna, musisz powiedzieć jasno, które masz na myśli.

Miałeś świetne mecze, czasem całe bezbłędne, ale kibice zapamiętają ci przede wszystkim sytuacje z Leandro czy Mrazem. Kubie Rzeźniczakowi sytuację z Koroną z ostatnich minut itd.

- Z Mrazem zgubiła mnie pewność siebie. Wiedziałem, że nie jest już nic w stanie zrobić w tej sytuacji. Wiedziałem czego mogę się spodziewać – że albo będzie chciał wycofać piłkę, albo próbować dryblingu. Stałem bokiem, on był odwrócony tyłem, i nagle piłka jakimś cudem przebiła się od jego nogi, przez moją i ponownie jego. Poszedł w ciemno i wyszło mu idealnie. Piłka mnie przeszła i mogłem spróbować już tylko go szturchać, popchnąć by wytrącić z równowagi. Ryzykowałbym jednak czerwoną kartkę. Nie przewidziałem, że z tego może paść gol, bo przede mną było jeszcze 2-3 naszych zawodników i najniższy w polu karnym Gerard Badia. W takich momentach nie zawsze da się przewidzieć co się stanie, bazujesz na intuicji. Niestety okazało się, że minięcie mnie oznacza bramkę dla Piasta. Ale w tej konkretnej sytuacji było dużo przypadku. Faktycznie takich błędów było kilka w tej rundzie, wcześniej w takiej liczbie się nie zdarzały. Na pewno jednak nikt nie chce źle, a właśnie czasem ktoś chce za dobrze wyjść z danej sytuacji. Tak było we wspomnianej akcji z Koroną. Kuba Rzeźniczak chciał się utrzymać przy piłce, walczyć o zwycięstwo, a nie wybijać głupio w aut. Czasem jednak najprostsze środki są najlepsze. Wybicie piłki poza boisko pozwala wrócić na pozycję, ustawić się i zewrzeć szyki.

W grze obronnej na boku ważna jest współpraca z bocznym pomocnikiem. Jakie wymarzone cechy posiadać musi według ciebie taki skrzydłowy?

- Musi wiedzieć co chce zrobić i robić to na dużej szybkości. Jeśli potrafi przytrzymać piłkę, jest idealnie. Bo wprowadza spokój, ma swój plan i wszyscy mu ufają. Musi być dobry technicznie i wygrywać większość starć jeden na jednego. Jako gracz ofensywny powinien ciągnąć zespół do przodu - to byłby ideał.

Co się zmieniło dla ciebie wraz ze zmianą trenera? Bardzo różnią się twoje boiskowe obowiązki w porównaniu z tym co było za trenera Henninga Berga?

- Tak jak rozmawialiśmy wcześniej – częściej wysoko podchodzimy do rywala, gramy pressingiem. Poza tym chyba wiele się nie zmieniło. Staram się wspomagać kolegów w ofensywie, ale tak też robiłem wcześniej. Na tym dziś polega gra bocznego obrońcy. Drużyny przeciwne często zawężają pole gry, a wtedy my będąc szeroko rozstawieni dajemy kolegom możliwość w rozegraniu piłki. W obecnej piłce od bocznych defensorów często zaczynają się akcje ofensywne, sytuacje bramkowe. Najważniejsza jednak była, jest i pewnie długo będzie gra obronna, to jest główne zadanie.

A czy rozmawialiście w szatni o tym, jak kibice Legii przyjęli zmianę trenera? Wszyscy się ucieszyli, że przyszedł gość, który się za was weźmie, bo za Berga były wakacje. Skąd twoim zdaniem wziął się taki pogląd u tak wielu fanów?

- Słyszałem o tym, że była taka opinia, że za norweskiego szkoleniowca mieliśmy zbyt dobrze, za lekko trenowaliśmy. A teraz będzie nad nami stał człowiek z zaciśniętą ręką i jak będzie trzeba to spuści niedźwiedzie… Nie wiem skąd to się wzięło, ale taka opinia faktycznie była dość powszechna. Trener Czerczesow wbrew obiegowej opinii tyranem nie jest, niedźwiedzi też na razie nie widziałem, chyba jeszcze nie przyjechały. Nie krzyczy na nas, nie trzęsie szatnią co chwilę, nie uderza pięścią w stół. Ludzie chyba mają takie wyobrażenie o Rosjanach i tak sobie skojarzyli. Trener cieszy się u nas ogromnym autorytetem i to jest najważniejsze. A kiedy trzeba będzie postawić nas do pionu, to z pewnością to zrobi.

Lubisz mocniej popracować i wtedy lepiej się czujesz czy nie lubisz przesadzać? Pytam bo zimowe zgrupowania mają być ponoć dość trudne po względem wysiłku.

- Coś o tym słyszałem, że ma być dość ostro w porównaniu z tym, co było do tej pory (śmiech). Ale to dobrze, ja należę do tych graczy, którzy wolą mocniej poćwiczyć, bo potem lepiej wyglądają na murawie.

Co myślisz o całym zamieszaniu z reformą ekstraklasy? Jak twoim zdaniem powinna wyglądać liga?

- Kształt obecnej ligi, podział na grupy i w szczególności podział punktów, mi się nie podoba. Byłbym za tym, by dorzucić dwa zespoły do Ekstraklasy i rozgrywać 34 mecze w sezonie, normalnym systemem, takim jak w każdej cywilizowanej lidze. Dzielenie punktów jest bez sensu, jest chorą sytuacją. Po to się zbiera punkty cały sezon, by ktoś ci połowę odjął? Nagle po zabraniu punktów przewaga nad rywalem topnieje. Ktoś ma sześć punktów przewagi, po podziale są trzy, wystarczy jeden przegrany mecz i kolejność się zmienia. Zabieranie punktów to jest po prostu kradzież – nazwijmy rzecz po imieniu. Nikomu z piłkarzy, trenerów to się nie podoba.

Dokończ zdanie.  Będzie mistrzostwo Polski dla Legii na 100-lecie klubu bo…

- … jest najlepsza i musi zdobyć mistrzostwo na 100-lecie klubu. My gramy o mistrzostwo co rok, ale ta data jest wyjątkowa dla klubu, dla kibiców. Choć o tym pamiętamy, to jednak wychodząc na boisko o tym nie myślimy. Musimy tylko robić swoje najlepiej jak potrafimy. Wierzę, że po zimowych obozach przygotowawczych wszystko będzie wyglądało lepiej i będziemy zmierzać do celu. 15 maja chcemy świętować z kibicami i zawiesić szalik na Kolumnie Zygmunta.

Polecamy

Komentarze (35)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.