News: Kibice Legii z wizytą we Lwowie

Kibice Legii z wizytą we Lwowie

Marcin Szymczyk

Źródło: zyleta.info

10.02.2013 13:02

(akt. 10.12.2018 04:22)

- Lwów… Cóż takiego jest w tym mieście, że ledwie się zeń wraca, a już chce się tam jechać z powrotem? Na to pytanie poszukuję odpowiedzi od blisko dwudziestu lat i nie znalazłem czysto racjonalnego wytłumaczenia. Niewątpliwie jest to miasto, w którym historia Polski w jakiś szczególny sposób wiąże się z czymś nieuchwytnym, niedefiniowalnym, a dobrze tam wyczuwalnym na miejscu. Jakaś niezmierzona Magia, czy tylko wybitnie silny Genius loci? Doprawdy wciąż nie wiem. Na pewno jednak rzeczywistość odbiera się tam jakby w zawieszeniu. Jakby istniały dwa równoległe światy obok siebie… - rozpoczyna swoja opowieść o ostatniej wizycie grupy kibiców Legii we Lwowie Pawełek z grupy OFMC na łamach portalu zyleta.info.

17 osób, świadomych szczególności miejsca i okoliczności wyprawy, punktualnie o północy wystartowało spod Torwaru przy Łazienkowskiej. Po 30 minutach wiozący nas autobus skręcił na południowy wschód – na Lwów…


Na miejsce dotarliśmy w godzinach śniadaniowych. Tym razem przemknęliśmy obwodnicą, następnie przez Śródmieście i skręciliśmy w ulicę Łyczakowską. To właśnie tą ulicą, od strony Złoczowa wjechały do Lwowa pierwsze sowieckie czołgi we wrześniu 1939 roku… Po lewej stronie minęliśmy kościół Św. Antoniego, w którym został ochrzczony Zbigniew Herbert. Tu msze święte odprawiane są nadal po polsku. Zaraz obok stoi kamienica, w której na pierwszym piętrze mieszkała rodzina Herbertów. Dziś nosi ona numer 55. Przed wojną, zdaje się, to była Łyczakowska 6… Skręciliśmy za niemiłosiernie wlokącym się tramwajem w Świętego Piotra i Pawła – i po chwili znaleźliśmy się vis a vis bramy głównej Cmentarza Łyczakowskiego. Tam daliśmy kierowcom parę złotych na hotel – i umówiliśmy się, że się zdzwonimy pod wieczór. Od tej pory łazimy wszędzie sami.


Rozpoczęliśmy od marszu na Górkę Powstańców Styczniowych. Spoczywa tam około 230 Bohaterów walk… Pomnik, przy którym rok temu składaliśmy nasz wieniec przykryty był namiotem konserwacyjnym. To dobry znak, że w końcu zaczęły się tu jakiekolwiek prace. Po krótkiej naradzie zatem złożyliśmy przywieziony świeży wieniec między dwoma mogiłami tuż obok wspomnianego pomnika. Po zapaleniu zniczy odśpiewaliśmy Hymn Narodowy. „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy” niosło się majestatycznie po Łyczakowie… A w sercach tlił się żar wielkiej dumy, ogromnej radości i długo wyczekiwanego spełnienia…


Zeszliśmy na dół i kierujemy się w stronę kwatery Orląt. Po drodze stawiamy znicze między innymi na grobach Banacha, Konopnickiej, Herbertów. Wchodzimy na Cmentarz Obrońców Lwowa. I znów jak rok temu… śnieg, mróz, ostre słońce i niezliczone mogiły najlepszych Synów tej ziemi… I znowu znicze, opowiadania, wizyta w Kaplicy, którą specjalnie dla nas otworzył jeden z dyżurujących na cmentarzu lwowskich Polaków…


Wracając w stronę bramy głównej zaglądamy jeszcze raz na Górkę. Wieniec pięknie stoi. Przyszli harcerze z lokalnego ZHR-u. Żartobliwie mrugam do nich – Pilnujcie wieńca, bo to nigdy nic nie wiadomo. Dzwoni Pogoń Lwów. Zaraz będą, zaangażowani są w jakieś oficjalne uroczystości. Widzimy mikrobus z Kancelarii Prezydenta. Zaskoczenie… Nikt nam nic nie wspominał, że będą oficjalne obchody, a wcześniej pytaliśmy…


Wreszcie pojawiają się Pogoniarze. Markowi przekazujemy pieniądze zebrane przez nas na ich potrzeby w czasie V Patriotycznej Pielgrzymki Kibiców na Jasnej Górze od kibiców z całej Polski.


Wychodząc z cmentarza widzimy ogromną kolumnę samochodów z oficjelami plus cztery autokary... Na granicę dotarliśmy nieco spóźnieni. Do Warszawy wróciliśmy cztery godziny później niż zakładaliśmy, ale w sumie cóż to za problem w obliczu tego, co dane było nam przeżyć.


Niestety, we wtorek, jeden z uczestników wyprawy natrafił w Internecie na zdjęcia z oficjalnych obchodów na Górce z udziałem przedstawicieli Kancelarii Prezydenta. Pochodziły one z Kuriera Galicyjskiego. Przy tych dwóch grobach, gdzie złożyliśmy wieniec stała sobie grupa oficjeli, a po naszym wieńcu nie było nawet śladu. Skontaktowaliśmy się z Pogoniarzami. Byli zdziwieni naszym zapytaniem, bo jak się mijaliśmy, a oni zaraz weszli na Górkę – to naszego wieńca już tam nie było. Myśleli, że go w tym roku nie składaliśmy… Oznacza to, ze wieniec został usunięty mniej więcej w momencie gdy opuszczaliśmy Cmentarz Łyczakowski…


Zapis całej opowieści z wizyty we Lwowie można przeczytać w serwisie zyleta.info

Polecamy

Komentarze (26)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.